wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 10

Michael
Gdy rano się obudziłem, Jennifer jeszcze spała wtulona w mój bok. Uśmiechnąłem się delikatnie i zacząłem bawić się jej włosami. Ona mruknęła coś przez sen i powoli zaczęła się budzić. Otworzyła swoje piękne, brązowe oczy i spojrzała na mnie.
- Dzień dobry śliczna.
Musnąłem jej usta.
- Dzień dobry przystojniaku.
- Wyspana?
Pokiwała głową.
- Dawno tak dobrze nie spałam.
Pocałowałem ją a ona to odwzajemniła. Uśmiechnąłem się w jej usta i przyciągnąłem na siebie. Po chwili dzwi do mojego pokoju otworzyły się a do środka wbiegł Nathan.
- Fuuuj! - krzyknął i zakrył oczy rączkami. Jenni oderwała się ode mnie i spojrzała na mojego brata.
- O, hej Nath.
- Nath, ile razy mam ci mówić, że się puka?
- Całowaliście się, fuj!
- Puka się.
Wywróciłem oczami. Mały wytknął mi język i wybiegł z pokoju.
- Mamo! Mike i Jenni się całują! - wykrzyknął na cały dom.
- Boże..
Schowałem twarz w poduszce a Jennifer zaczęła się śmiać.
- Oni się całują! Oni się całują! Oni się całują! - krzyczał Nathan.
- Wywiozę go kiedyś na Madagaskar, przysięgam.
- Oh, nie przesadzaj. - zachichotała. Wstała i zaczęła się ubierać.
- A ty gdzie?
- Na śniadanie, kotku.
Cmoknęła do mnie.
- Oni się całują, mamo!
Ponowny krzyk Natha i ponowny cudowny śmiech Jennifer. Pokręciłem głową z uśmiechem. Wstałem i szybko się ubrałem. Złapałem dłoń Jenni i zeszliśmy na dół, do kuchni.
- Cześć mamo.
- Dzień dobry, pani Clifford.
- Cześć dzieciaki.
Posłała nam delikatny uśmiech. Usiedliśmy przy stole. Spojrzałem na brata a ten wytknął mi język.
- Oni się całowali, mamo!
Boże, co za dzieciak...
Mama położyła śniadanie na stole i spojrzała na mnie i Jenni.
- Żadnego seksu w moim domu. - powiedziała cicho, żeby Nathan nie słyszał.- A przynajmniej nie wtedy kiedy jestem w domu ja, tata albo Nathan.
- Dobrze, mamo.
Pokiwałem głową, powstrzymując śmiech. - Smacznego. -uśmiechnąłem się.
- Smacznego.
Zaczęliśmy jeść. Jenni nachyliła się ku mnie i szepnęła mi do ucha.
- Chyba za późno, kotku.
Zachichotałem cicho.
- Mamo, a co to jest seks? - spytał Nathan a my wybuchnęliśmy śmiechem.

Ashton
Obudził mnie dość głośny dźwięk dzwonka, sygnalizujący, że ktoś do mnie dzwoni. Niechętnie otworzyłem oczy i sięgnąłem ręką pod poduszkę, gdzie była mój telefon. Odebrałem nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Tak? - powiedziałem lekko zachrypniętym głosem.
- Hej Ash.
Usłyszałem głos nikogo innego jak Luke'a.
- No hej. Dlaczego dzwonisz do mnie o... - podniosłem się i spojrzałem na zegarek. - 11:48!? Boże, już tak późno?
Luke zaśmiał się.
- Tak, jest już tak późno, Irwie. Miałem zadzwonić już jakieś dwie godziny temu, ale pomyślałem, że pewnie jeszcze śpisz więc nie chciałem cię budzić.
Uśmiechnąłem się. Wstałem i rozciągnąłem się.
- A ty już od dwóch godzin na nogach?
- Niecałych trzech.
- Boże, człowieku jest weekend. Powinieneś spać conajmniej do 11. - powiedziałem, podchodząc do okna. - Co ty robisz od trzech godzin?
- Odwiozłem rodziców na lotnisko. Polecieli na weekend do Paryża.
- Do Paryża? Po co?
- 20 rocznica ślubu.
- A no tak, zapomniałem.
Kiedy zauważyłem Luke'a w oknie na przeciwko, pomachałem mu. Odmachał i usiadł na parapecie.
- Nie martw się, ja też. - zaśmiał się a ja mu zawtórowałem.
- Więc zadzwoniłeś i przy okazji obudziłeś mnie tylko po to, żeby powiedzieć, że twoi rodzice polecieli na ttweekend do Paryża, ponieważ mają rocznicę ślubu i, że ich odwiozłeś?
Chłopak zachichotał.
- Nie, nie po to.
- Więc po co?
- Skoro moich rodziców nie ma i mam cały domek dla siebie... co powiesz na małą imprezę?
- Ty się jeszcze głupio pytasz?
- To oznacza tak, robimy imprezę?
Zaśmiałem się.
- Tak, to oznacza tak, robimy imprezę. Mam podzwonić do kilku osób?
- Gdybyś mógł. Ja pojadę i zrobię małe zakupy.
- Okej. O której mam przyjść z  chłopakami?
- Um.. 17?
- Dobra, to widzimy się potem.
- Narazie.
- Cześć.
Rozłączyłem się. Rzuciłem telefon na łóżko i poszedłem się wykąpać. Wziąłem długi, ciepły prysznic, po czym ubrałem bokserki i jakieś dresy. Rzuciłem się na łóżko. Wziąłem telefon i zacząłem dzwonić do ludzi i informować o dzisiejszej imprezie u Luke'a.

Luke
Równo o 17 przyszli do mnie Ash i Cal. Michael i Jenni przyjdą trochę później.
- A do Ashley dzwoniłeś? - spytałem Ashtona, gdy sprzątaliśmy trochę w salonie. Spojrzał na mnie.
- To twoja dziewczyna, nie moja.
- Myślałem, że dzwoniłeś do wszystkich...
- Tą przyjemność rozmowy z Ashley zostawiłem tobie. - wyszczerzył się a Cal parsknął śmiechem.
- No nie wiem czy to jest przyjemność.
- Oh, zamknij się Hood.
Wywróciłem oczami, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Ashley. Usiadłem na kanapie.
- Halo? Usłyszałem jej głos po kilku sygnałach.
- Hej Ashley. Organizuję dzisiaj imprezę, wpadniesz? - spytałem. Proszę, powiedz nie.
- No jasne, że tak Lukey. - odparła podekscytowana. - O której kotku?
- O 20?
- U ciebie?
- Tak.
- Przyjdziesz po mnie?
- Nie mogę...
- Lukey...
- Przyjdz z Nick' iem i Mattem. Cześć.
- Luke?
- Co?
- Czemu po mnie nie przyjdziesz?
- No nie mogę, muszę wszystko w domu przygotować.
- Oh, no dobrze. - powiedziała ze słyszalnym wyrzutem w głosie.
- To narazie.
- Pa kochanie.
Rozłączyłem się i schowałem telefon spowrotem do kieszeni. Spojrzałem na chłopaków, którzy się na mnie gapili.
- Co się tak gapicie?
- Czemu nie pójdziesz po swoją dziewczynę? - spytał Cal.
- Nie chce mi się.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wolno kłamać. - zaśmiał się Ash.
- Oh, zamknij się.
Rzuciłem w niego poduszką a ten zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Boże, z kim ja się zadaję?
Pokręciłem głową.
- Z najlepszymi ludzmi na świecie! - wyszczerzył się Calum.
- Mam pewne wątpliwości.
- Ranisz Hemmings...
- Tak mu przykro.
Udałem smutnego a ten pokazał mi środkowy palec. Zaśmiałem się i spojrzałem na Ashtona, który się na mnie gapił.
- Ash?
- Hm? - odcknął się.
- Coś się stało?
- Nie nie, zamyśliłem się. - uśmiechnął się delikatnie i rzucił we mnie poduszką.
- O kim myślałeś?
Cal poruszył zabawnie brwiami.
- Napewno nie o tobie Hood.
- Oh, szkoda...
- Dobra, nie gadajmy tylko bierzmy się do roboty.
- Tak jest, kapitanie!
Chłopcy zasalutowali a ja wybuchnąłem śmiechem. Idioci, normalnie idioci. Ale i tak bardzo ich kocham. Lepszych przyjaciół nie mogłem sobie wymarzyć.




*******************************************
no i w końcu mamy kolejny rozdział! przepraszam, że tak długo ale miałam """""małego""""" lenia haha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz